Rozmowa kontrolowana!

Na kanwie ostatnich głośnych wydarzeń, gdzie zamieszczone na Facebooku statusy stały się publiczne, przyprawiając ich autorom sporych kłopotów, chciałbym dobitnie powiedzieć wszystkim użytkownikom mediów społecznościowych: nie ma w nich czegoś takiego jak prywatność! 

Media społecznościowe są fantastyczną formą komunikacji międzyludzkiej: dzięki nim powiększamy grono swoich znajomych o ludzi ze środowisk i miejsc, z którymi w tradycyjnym życiu, tak łatwo byśmy się nie spotkali. Łatwiej nawiązujemy kontakty i jeszcze łatwiej je utrzymujemy. Same plusy, ale trzeba pamiętać o jednym…

To nie jest nasze prywatne mieszkanie! To miejsce, które udostępnia nam niejaki Mark Zuckerberg. A my mu za to płacimy – swoją prywatnością. Jesteśmy na permanentnym podsłuchu, jak w tym filmie:

Zrzut ekranu 2013-03-21 o 14.50.43

Wśród argumentów obrońców „prawa do prywatności” tych głośnych ostatnio w Polsce statusów padają tak zabawne jak: „To była prywatna rozmowa. Taka jak w kawiarni przy kawie”. Błąd!

Myślenie, że Facebook to słodka kawiarenka z trzema malutkimi stolikami ukryta gdzieś Dzielnicy Łacińskiej w pobliżu paryskiej Sorbony jest co najmniej naiwne. Niestety, Facebook, Google+, NK, Twitter, Instagram to wielkie centra handlowe, a nasze wypowiedzi w nich, przypominają bardziej korzystanie z nastawionego na full systemu nagłośnienia tych centrów handlowych niż szept do ucha osoby siedzącej obok.

Tak właśnie musimy traktować naszą obecność we współczesnej sieci: każda nasza wypowiedź, zdjęcie, komentarz, like zostają w niej po wsze czasy. Nawet, gdy my o nich zapomnimy, to one będą spoczywały w mrocznych, chłodzonych czeluściach serwerów poukrywanych w amerykańskim Oregonie, podarktycznych, zlodowaciałych regionach Szwecji, czy chłodzonych lodowatą morską wodą płynącą wykutym w skale tunelu pomieszczeniach w Finalndii.

I wiecie co? Te informacje o nas nie zostają tam tylko po to, aby mogły w nich grzebać lepkie i ciekawe naszych tajemnic łapy nerdowatych okularników: adminów Google, Facebooka czy amerykańskiego systemu szpiegowskiego Echelon. Nie! One mają pomóc marketingowcom z McDonalda, Coca-Coli, Wytwórni Zapałek, pobliskiego warzywniaka w sprzedaniu Wam jak największej liczby rzeczy!

Dlatego wszystkie informacje o Was i o Waszej aktywności w sieci są pieczołowicie zbierane i udostępniane wszystkim, którzy za to zapłacą. Dla Facebooka jesteśmy produktami i wszelkie pomysły na to, aby jakiekolwiek informacje o nas były na nim prywatne, traktowane przez niego będą jako zamach na rzecz najświętszą: jego zyski!

Dlatego moja rada dla każdego, kto korzysta z mediów społecznościowych brzmi: pamiętaj, że jesteś w miejscu publicznym. Wyobraź sobie, że masz coś powiedzieć na ważnym zebraniu. Wokół Ciebie siedzi mnóstwo osób Tobie życzliwych, sporo obojętnych, kilka takich, które nie darzą Cię sympatią, a nawet jeden lub dwóch wrogów. I teraz mów, to co chciałeś powiedzieć: napisz, zamieść zdjęcie, skomentuj, polajkuj. 

Wtedy na pewno nie popełnisz żadnego błędu, a Twoja aktywność w mediach społecznościowych będzie dla Ciebie samą przyjemnością, a nie stresem.

A jeśli szukasz prywatności w sieci? W kultowym Misiu Stanisława Barei pojawia się fragment, który doskonale pasuje do opisu tej sytuacji:

- Nie ma takiego miasta – Londyn! Jest Lądek, Lądek-Zdrój, tak…
- Ale Londyn – miasto w Anglii.
- To co mi pan nic nie mówi?!
- No mówię pani właśnie.
- To przecież ja muszę pójść i poszukać, zobaczyć gdzie to jest. Cholera jasna…

Tak! Cholera! Aby ją znaleźć musisz jej dokładnie poszukać i nauczyć się sporo o zasadach prywatności w sieci. Mała podpowiedź: nie ma jej w tych popularnych serwisach społecznościowych :)

Skomentuj proszę!